Żeby trochę uciec od poważnych i architektonicznych tematów, których mam w ostatnich dniach po dziurki w nosie, będzie dziś o rozrywce dla gawiedzi, czyli Festivalu Moomba. Odbyło się to to nad rzeką Yarrą jakieś 3 tygodnie temu i trafiłam na Moombę zupełnie przypadkiem, bo spacer po ogrodzie botanicznym lekko mi się wydłużył. Cały teren pomiędzy botanikiem a Yarrą i Alexandra Road zamienił się w lunapark, na rzece zaś odbywały się zawody w jeździe na nartach wodnych - slalomy, popisy, akrobacje, podskoki i wyskoki. Wzdłuż rzeki na naturalnym wzniesieniu rozsiadły się australijskie rodziny - z własnymi kocami, koszami piknikowymi, krzesełkami i browarem. Dzieci ciągnęły w kierunku lunaparku, sceny z występami powiedzmy artystycznymi, waty cukrowej i cymbergaja. Hałas panował niemożliwy, niczym w podstawówce podczas przerwy, komentatorzy komentowali zawody, a maszyny lunaparku wydawały swoje cyfrowe odgłosy, mające przypominać wesołą muzyczkę. Było naprawdę strasznie. A teraz kilka fotek na dowód:
jak zwykle przy takich okazjach, mapy festiwalowe wyglądały, jakby były tu zawsze
tłumy nad rzeką
koło mnie dwóch chłopców powtarzało coś w rodzaju: skuś baba na dziada ... i to z dobrym skutkiem!
bez komentarza...
kupić można było w zasadzie wszystko...
woda pitna dostępna dla wszystkich - w takich miejscach pomysł moim zdaniem świetny
nieco dalej plac do ćwiczeń z widownią - nawet niezły!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz