niedziela, 2 stycznia 2011

Australia, powrót do cywilizacji

Po dwutygodniowej przerwie ochoczo ruszam do dzieła i uzupełniania wpisów z naszej wielkiej australijskiej podróży. Polecieliśmy do Sydney, skąd samochodem udaliśmy się wzdłuż wybrzeża, przez wszystkie co fajniejsze parki narodowe do naszego Melbourne. Po drodze odkryliśmy wiele niesamowitych miejsc, cieszyliśmy oczy zapierającymi dech w piersiach widokami, przeżyliśmy bliskie spotkania trzeciego stopnia z torbaczami i gadami, a na koniec odbyliśmy prawie sześciodniowy hiking w najpiękniejszym ponoć parku Victorii czyli Wilsons Promontory.

Wigilię przeżyliśmy w Edenie, może pamiętacie serial tasiemiec, który zrobił oszałamiającą karierę w PRLu na początku bodajże lat 80.? Powrót do Edenu? To właśnie tam, w małej przyportowej restauracyjce przeżyliśmy naszą pierwszą Wigilię z dala od rodzin i tradycyjnej choiny. Na przystawkę wzięliśmy bruschettę i ostrygi zapiekane pod beszamelem, na danie główne małże i stek, na deser mus czekoladowy i sernik. Może mało wigilijnie, bezkarpiowo, ale jakże smacznie! Potem trafiliśmy do drewnianego katolickiego kościółka, gdzie pasterka zaczynała się o 21 i trwała 50 minut wraz z kolędami, wszyscy wymieniali uściski na początku i końcu mszy, a nastrój był pierwszorzędny. No i noc w namiocie na koniec...

Nowy Rok zaś zbiegł się z ostatnim dniem naszego buszowania, z koniecznością kupowania puszek i zupek od innych turystów i innymi przygodami. Było świetnie! Pierwszego stycznia przeszliśmy na oparach ostatnie 10km do cywilizacji, by o 23 świętować Nowy Rok na Hawajach, pysznym stekiem w restauracji w centrum Melbourne.

Nastukaliśmy ponad 2000 zdjęć i 1700km, ale nie będę Was zamęczać. Dziś tylko mała zajawka czy też przystawka do dań głównych, które nastąpią w najbliższym czasie. Na początek zajmiemy się wybrzeżem czy raczej jego różnorodnością i zmiennością. Klify, plaże po horyzont, piasek drobniutki i biały czy też gruboziarnisty i ciemnopomarańczowy? Skały, kamienie, ostre granie czy łagodne wydmy? Wszystko, co możecie sobie wyobrazić i zamarzyć w Australii prawdopodobnie znajdziecie. My przejechaliśmy raptem 1500km wybrzeża z ponad 22 000km i doświadczyliśmy tej różnorodności na własnej skórze i stopach.

 klify w Royal National Park
 łagodne wybrzeże z cypelkami w Royal National Park
 kolorowe granie w Ben Boyd National Park
 ostre skały z tysiącem krabów tamże
 zatoka wielorybnicza w Edenie
 perłowo biały piasek w Jervis Bay
 rozlewiska i jeziorka w Lakes Entrance
 serpentyny w pobliżu Sydney
 siedmiomilowa plaża
i na koniec 90 - milowa w miejscowości Seaspray

2 komentarze:

  1. Gratuluję wspaniałej podróży! I domyślam się, że takie doświadczenie przeżytej Wigilii też musi być wyjątkowe. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Jakubie,
    było pięknie, może tylko trochę za krótko... następne wakacje pewno w okolicach Wielkanocy i też będzie nietypowo ;) a zdjęcia z Nikona D90, jeszcze trochę niewprawne ale ćwiczymy dalej!

    OdpowiedzUsuń