Nasza stosunkowo niewielka dzielnica, South Yarra, płynnie przechodzi w większą i chyba bardziej znaną, a mianowicie Prahran. Wymawia się to trudno i M. uważa, że robię to źle, ale ja z kolei myślę, że on się myli i tak mamy kolejny powód do dyskusji w nieskończoność. Idzie to mniej więcej tak: Praaan. R jest oczywiście miękkie, angielskie a N dźwięczne i długie. Według M. to Paraaan. Główną ulicą łączącą naszą dzielnicę i Prahran, a także niżej położony Windsor i St Kildę jest Chapel Street. Tu też mamy zabawę, bo ja z uporem maniaka czytam tę nazwę po francusku, a M. mnie poprawia i wzdycha. Podobno Chapel Street jest najmodniejszą butikową ulicą w tym mieście, na nieszczęście jeszcze nie zarabiam więc zamykam oczy jak przechodzę obok – rzeczywiście jest na co wydawać kasę;) Jest też tutaj sporo knajpeczek – jak wszędzie, salonów masażu i oczywiście brazylijski wosk, chińskie składy wszystkiego oraz przebogaty Condom Kingdom…
Dzielnica jest kolorowa, ale z przewagą białego, sporo homoseksualistów i lesbijek, dużo bogatych panienek na zakupach, ludzie głównie młodzi, koło trzydziestki i młodsi, fajnie ubrani, żeby nie powiedzieć wystylizowani. Boczne uliczki to jak wszędzie tutaj miasto ogród z małymi domkami, często w stylu wiktoriańskim, ale sporo też minimalizmu, oszczędne formy z detalami bazującymi na zdobyczach XIX wieku, sporo nawisów i przeszkleń. Odniesienia do De Stijlu czasami aż bolą.
Wracając jednak do głównych ulic, najważniejszą atrakcją dzielnicy jest Prahran Market, czyli miejscowy targ, otwarty we wtorki, czwartki, soboty i niedziele. Największą halę wypełniają stragany owocowo-warzywne, z chińskim misz-maszem na obrzeżach, jest zamknięta osobna sekcja serowo-oliwkowo-tapenadowa, jest stragan z jogurtami, dziedziniec z knajpeczkami, cała wydzielona sekcja mięsna z ceramiką na posadzce i wyraźnie innymi standardami higienicznymi. W czwartki są tu otwarte szkoły kulinarne, prowadzone przez miejscowych mistrzów kuchni, a w niedzielę gra jazzowa kapela na żywo…. Hm, czego chcieć więcej od marketu?
Obok zaś odkryłam wczoraj sklep Essentials, czyli raj na ziemi dla wszystkich zainteresowanych kuchnią i gotowaniem. Sklep przypomina duży magazyn wystylizowany na loft, z sufitu sączy się delikatny jazzik, a nozdrza atakuje zapach świeżo zmielonej kawy. Na półkach piętrzą się rondle, rondelki, sitka, tłuczki, noże, deski drewniane, tace, miksery, kawiarki, blendery, łyżki, noże, maszynki do krojenia sera, przesiewania, płukania, miażdżenia i przetwarzania, a środkiem dumnie prezentują się przyprawy ze wszystkich zakątków świata, kakao w 30 rodzajach, oleje z niemalże wszystkiego, co ma w sobie gram tłuszczu, a na końcu ksiązki kucharskie w ilościach dotąd przeze mnie nie spotkanych w żadnej księgarni.Obawiam się, że po wypłacie ewentualnej pensji będę tam uderzała na zakupy w pierwszej kolejności!
A teraz kilka fotek z Prahranu:
condom kingdom;)
tył najbliższego supermarketu, piękna choć zaniedbana fasada z ciekawym liternictwem
Commercial Road, nasza droga w kierunku Chapel Street
trochę współczesnej architektury
i nasz targ owocowo - warzywny
są i orzeszki i daktyle i ziarna
i jeszcze trochę witamin na koniec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz