czwartek, 11 marca 2010
Szkocka wiosna
Zawzięcie tropię wiosnę już od kilku tygodni. Najpierw spod śniegu zaczęły wyskakiwać pierwsze przebiśniegi, potem pojawiły się delikatne krokusy, a ja nie wytrzymując nerwowo postanowiłam przyspieszyć bieg rzeczy i zakupiłam te oto powyżej żółte chęchy. Radośnie rozgościły się na naszym parapecie i w podziękowaniu za dobre traktowanie i pojenie odstaną górską szkocką kranówką wypuściły już dziesięć pączków!
A ja tropię dalej i szkoda mi czasu, wprost do lata bym szła, więc udałam się niedawno do mojego ulubionego parku, a jakże piechotą. Park charakteryzuje się nie tylko pięknym założeniem, rozległym zielonym trawnikiem z romantyczną altanką pośrodku, ale niesie też w sobie inne atrakcje. Przede wszystkim oranżerię, bardzo rozbudowaną i bogatą jak na tak niewielkie miasto. Hal jest chyba z 15, każda o nieco innych parametrach ciepła i wilgotności, a co za tym idzie, innym typie roślinności. Ale może o tym napiszę jutro, bo dziś chcę wlepić kilka fotek z zewnątrz, gdzie wiosna dziarsko przedziera się przez kapryśny nadmorski klimat Północy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz