I znowu w mojej ulubionej bibliotece, tym razem z własnym laptopem, więc wracamy do ulubionych polskich czcionek i nikt dookoła już nie rozpozna nawet słowa z tego, co właśnie piszę. Uprzejmie donoszę, że jestem po pierwszym oficjalnym interview w sprawie pracy. Hmm, słowo interview może być rozpoznane przez Rudą z prawej albo Skośną z lewej, tudzież Czarnego z Dredami z naprzeciwka... Poszło niby dobrze, dwóch gości, moje portfolio plus plik dokumentów zawczasu przetłumaczonych na język obcy. Na razie konkretnej oferty dla mnie nie mają, poza jedną, która nie bardzo by mi chyba pasowała. Miałabym robić to, co w Polsce przez ostatnie 3 lata. Czyli pomieszczenia czyste i takie tam. Niechętnie. Pozostajemy w kontakcie i może jeszcze coś zdecyduję w tej sprawie, wolałabym jednak robić coś bardziej twórczego. Puścili parę komplementów na temat mojej znajomości angielskiego i portfolio, ale nie wiem czy coś z tego wyniknie.
Ale od początku. Obudziliśmy się jak zwykle czyli o 5.30. Chyba jeszcze nie do końca przestawieni na czas miejscowy, ale przynajmniej wyspani - 8h. Przepiękny wschód słońca plus tym razem 4 balony żeglujące w kierunku centrum, znacznie bliżej. Zdjęcia jutro, obiecuję.
M. wyprawił się do pracy już o 7.40 a ja zaczęłam szykować sie do rozmowy. Prasowanie, przewalanie portfolio z symulacją opowieści w języku obcym. Dokumenty, wypad do fryzjera. Poszło trochę ryzykownie, bo weszłam do miejscowej Akademii Fryzjerskiej. Efekt jest nie najgorszy, czapa odświeżona, strzygła mnie Wietnamka z pomocą swojej miejscowej pani profesor. Zajęło jej to dobre półtorej godziny, ale kosztowało 11 dolców czyli nasze 30 złotych. W sumie - było warto.
Na lancz talerz sushi za 6 dolców - dalej tanio. A wieczorem będziemy badać z M. pobliską restaurację chińską. Skośny dzień, jak nic! Ach, mieliśmy z M. taką myśl, że do tej pory nie widzieliśmy jeszcze ani jednego Aborygena. Ani koali ani forfitera. Na razie wszystko jest bardzo cywilizowane i europejskie.
też byłam na interview w poniedziałek, high five!
OdpowiedzUsuńha, no proszę!
OdpowiedzUsuń