wtorek, 19 października 2010

Melbourne, kilka fotek

 nasz salonik, widok z okna
i sypialnia, te drobne odbite światełka to St Kilda, za nią Ocean
 nasz pierwszy świt
 pana M. droga do pracy
 i moja z powrotem do domu
mój ulubiony budynek - sąsiad naszego domu










drugi poranek - 4 balony. dziś zaspaliśmy, więc kontem oka udało mi się chwycić ostatni balon, reszta już przeleciała
 nasz sąsiad - a kiedyś wydawało mi się, że nie lubię obłych i falistych form - w odbiciu nasze mieszkanie
sąsiad bliżej - zwróćcie uwagę na detal drabinki białej ponad falą parteru - zabawna sprawa

Dziś niewiele nowego poza podbiciem lokalnego supermarketu. Czyli zaczynam gotować. No może jeszcze to, że założyliśmy jednak net w naszym apartamencie - mogę więc przestać odwiedzać bibliotekę miejską a zacząć szukać pracy. W bibliotece jakimś cudem nie wszystkie strony wchodziły i nie chodzi mi o te różowe. Podejrzewam, że mieli swoje filtry, które w moim przypadku utrudniały poszukiwania. Odwiedziłam M. w czasie lanczu - w parterach wszystkich biurowców mega ilość knajpeczek z jedzeniem z całego świata, do wyboru do koloru. Tajskie, chińskie, japońskie, szybkie z woka, subway, mc donalds, wykwintne włoskie restauracje, bary kawowe, żercie w kubkach, pudełkach, miskach, na talerzach. Wszystko dobrze pachnie, dobrze smakuje i daje radę cenowo. No może w porównaniu z Warszawą drogo, ale jeszcze w granicach przyzwoitości. Za jakieś 7 dolarów do 10 można się najeść.

2 komentarze:

  1. oj tak, z prądem i gazem się nie liczą, za to bardzo pilnują, żeby zużycie wody było jak najmniejsze...

    OdpowiedzUsuń