środa, 3 lutego 2010

Szkockie wichrowe wzgórza












W komentarzach licznych pojawiło się, od życzliwej czytelniczki z Warszawy, pytanie o Szkockie Wichrowe Wzgórza. No cóż, muszę Was trochę rozczarować, niestety jesteśmy trochę z M. uziemieni w naszym niewielkim miasteczku i nie zrobiliśmy zbyt wielu wycieczek w kierunku nieokiełznanej szkockiej przyrody. Dwa lata temu, latem, kiedy byłam w Szkocji pierwszy raz, M. wynajął samochód i podróżowaliśmy dookoła, rzeczywiście było fantastycznie i wielokrotnie miałam ochotę krzyknąć: tu zostajemy, kupujemy ten mały biały domek na klifie i będzie pięknie! No ale to było lato, realnie na tej dalekiej północy, o tej porze roku albo bym kompletnie zamarzła albo co najmniej zwariowała!

A od jesieni wypraw było ledwie kilka, wszystkie dzięki odwiedzinom kolegi z Edynburga, który wpada na rosół i schabowszczaka w wykonaniu moim oraz chińszczyznę w wykonaniu M., a przy okazji zabiera nas w teren swoją hondziną. Dzięki temu byliśmy w St Cyrus, na południe od A., gdzie oczarowało nas zamglone wybrzeże, klify w oddali i skały wystające z wody. Groźnie, pompatycznie i romantycznie. Czyli coś dla mnie. A potem w inne miejsca, które może opiszę i zilustruję jutro.

W kwestii kuchennej bloga, wczoraj popełniłam pierwsze w życiu mielone! I wyszły znakomicie! A nie było to proste, bo tu nie ma dobrych bułek, które by się ususzyły na sucho, wszystko gnije lub pleśnieje. Użyłam więc bułki tartej z polskiego sklepu, przezornie trzymanej w wekach. Namoczyłam w mleku, cebulkę drobno posiekaną podsmażyłam, do tego pietruszka z parapetu, sól, pieprz, mięso wieprzowe 500g, oregano, czosneczek, jajo od kury wolno biegającej, obtoczyłam w bułce i jazda! Do tego buraczki i ziemniaki. Palce lizać, poczułam się jak w stołówce szkolnej jakieś 20 lat temu!

A teraz wracamy do zdjęć:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz