sobota, 4 grudnia 2010

Melbourne, Fawkner Park

Melbourne jest miastem zielonym, tego nie udało się ukryć przed systemem odpornościowym M. który prycha i kicha jak nigdy w Szkocji, a w cieplejsze dni lekkie kichanko dopada także mnie. Parków jest sporo, a najbliższy nas mieści się jakieś 200 m w prostej linii od naszego mieszkania. Trzeba tylko przejść przez dość ruchliwą ulicę, a potem zagłębić się w krótką uliczkę, przy której znajduje się szkoła podstawowa i już jesteśmy w parku. Zauważyłam zresztą, że bardzo często i szkoły i przedszkola są położone bezpośrednio przy miejskich terenach zielonych i nie mają własnych boisk czy wybiegów - uczniowe w obowiązkowych mundurkach i kapeluszach wybiegają na zajęcia do parku, gdzie ćwiczą z rękawicami bejsbolowymi, grają w berka lub chowanego, czasem kopią piłkę i zajęcia wuefu nie kojarzą im się z horrorem wyrzucania za siebie piłki lekarskiej lub biegania na 100m na czas...

Nasz park jest dosyć spory, a ja w dniach zwiększonej dyscypilny przemierzam go truchtem. Co rano, potem kąpiel i do roboty czyli szukania tejże. Aleje są na szczęście zacienione, a olbrzymie pola zieleni po deszczu bywają podmokłe, o czym przekonałam się po sporej burzy, kiedy to postanowiłam pójść sobie na skróty. Nigdy więcej. Mamy tu też wielki padok z błockiem, nie widziałam żeby ktokolwiek go używał, ale może w weekendy się zdarza. Na pewno trawniki są używane przez graczy krykieta i bejsbolistów, zresztą trzeba gdzieś rezerwować miejsce, żeby sobie pograć.

Jest też kilka pawilonów, jakieś szalety i kiosk, które chyba właśnie mają zamiar remontować, bo w piątek rozstawiali nasze swojskie toytoyki i grodzili teren. Jest też jakiś obiekt mieszczący restaurację i chyba przedszkole. Place zabaw mamy dwa - jeden dla dzieci małych, chyba 2-3 letnich i drugi dla młodzieży szkolnej. Opisuję to wszystko, bo wydaje mi się, że w projektowaniu terenów zielonych przyjdzie Polsce  gonić Australię jeszcze jakiś czas...Plac zabaw dla maluchów jest wg mnie po prostu genialny, a na dowód zamieszczę kilka zdjęć.

Dla dorosłych i biegaczy park też ma kilka użytecznych parkowych rozwiązań - stoły i ławy do piknikowania zgrupowane ze stołami do barbecue. Wystarczy przycisnąć guzik 6 sekund, by stalowa tacka zaczęła się podgrzewać, a nasze kiełbaski czy szaszłyki przypiekać. W pobliżu  zwykle znajduje się ujęcie wody - i to pitnej - po skończeniu używania wystarczy wylać trochę wody na barbecue i lekko przetrzeć, żeby oczyścić powierzchnię dla kolejnych użytkowników. Ujęcia wody są zresztą na każdym zakończeniu alejki, więc spragniony biegacz może uzupełnić płyny praktycznie w dowolnym momencie. Czasem przy takim ujęciu jest położony spory kamień - przy placu zabaw na przykład - żeby dzieciaki też mogły się napić. A przy jednym zauważyłam miskę dla psa. Niby proste, ale kto w Rzeczpospolitej by na to wpadł, że woda może nieraz uratować komuś życie lub przynajmniej pozwoli uniknąć podłączenia do kroplówki po intensywnym wysiłku? W Australii sportowi zawsze towarzyszy woda. Dla każdego, za darmo, w dowolnej ilości.

Kosze na śmieci to osobny temat. Przeważnie mamy ich trzy rodzaje - na śmieci segregowalne, na śmieci zwykłe i na psie kupki z dołączonym plikiem plastikowych torebek. Kara za pupila może być bolesna - 200 dolarów. Każdy więc skrzętnie zbiera po swoim psie,a park pachnie zielenią i liśćmi.Ptaki to osobny temat, sporo tu tego towarzystwa. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że polskie słowiki przy tutejszych srokach, drozdach i szpakach mogą się schować pod ziemię. Jak nie wierzycie posłuchajcie tego sroczego śpiewania. Nieźle daje też majna brunatna, trochę się natrudziłam, żeby rozszyfrować co to za gatunek, ale oto proszę: majna w akcji.

No to teraz moje zdjęcia:

majna na drucie, zwykle działa w parze, jest dosyć bezczelna i bardzo utalentowana muzycznie
 nasz park - tablica informacyjna - skromnie acz elegancko
 jedna z zadrzewionych alej i zieloności morze
plac zabaw dla maluchów, piaskownica, schodki wszystko w skali mini - w oddali klub seniora
Edison przez pięć minut odstawiał przede mną show na lustrzanej kuli, ojciec mówił, że ma to po matce, nie wiem jak to interpretować...
kule, lutrzana oczywiście wzbudza największe emocje
 mamusie mają wygodne siedzonka
a dla bobasów pochylnia z wpustami na małe stopki, zielone kule z krainy teletubisiów










kule z nadrukiem liści drzew, pod którymi się znajdują
srebrna kula, na którą można się wdrapać i swobodnie spaśc po drugiej stronie
 wejście - wyjście do placu zabaw
 stanowiska do pichcenia
 i do jedzenia - stal nierdzewna i drewno
 wodopój dla pana i psa
zachód słońca gdzieś nad morzem, a my w centrum ;(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz