Dziś wyjątkowo udany dzień, zrobiłam coś po raz pierwszy w życiu i to coś, na co nawet bym nie wpadła, że kiedykolwiek zrobię. Z naszej dwójki to M. jest kibicem piłki i on będzie te ewentualne dzieci ćwiczył, piłkę kopał i prowadzał na mecze. Tak mamy ustalone. Ale tymczasem dziś się lekko ścięliśmy i postanowiłam wyruszyć na spacer, żeby ochłonąć.
Na początek trafiłam do naszego parku i usłyszałam z oddali stadionowe odgłosy. Żeby poprawić sobie nastrój podążyłam za odgłosami tłumu i całkiem słusznie, bo rozświetlony stadion prezentował się nieźle z ciężkimi chmurami przepływającymi nad nim i rzeką Yarrą u podnóża.
Małe grupki ludzi już opuszczały stadion, w końcu szłam długo przez naszą willową dzielnicę, żeby do niego dojść. Potem musiałam przejść rzekę i autostradę poniżej i wreszcie trafiłam na przedpole stadionu. Jakoś przemogłam wrodzoną ostrożność i wycofanie i grzecznie spytałam ochroniarzy, czy mogę wejść i zrobić kilka zdjęć. Obejrzeli mój aparat, stwierdzili, że obiektyw nie przekracza 200mm, po czym spytali skąd jestem i życzyli miłego pobytu w Australii. Miło.
Dalej już nikogo nie pytałam i po prostu wkroczyłam na stadion! Trafiłam akurat do sektora, gdzie siedzieli kibice Hearts Melbourne, zespołu, który przegrywał 3:1 z Victoria Melbourne. Panował nastrój lekkiego przygnębienia, podczas gdy przeciwległe sektory szalały i powiewały flagami. Taka miejscowa pierwsza liga. Nieźle. Strzeliłam kilka fotek graczy w biegu, niestety bez dobrego ustawienia aparatu, więc nie wyszły najostrzejsze na świecie... ale nic to, i tak jestem przeszczęśliwa, że na tak zwany krzywy ryj obejrzałam kawałek pierwszoligowego meczu zanim sędzia odgwizdał koniec....
Podobno żeby się tu dobrze zasymilować społecznie należy wybrać jedną z dwóch miejscowych drużyn. Piłka nożna nie jest głównym sportem narodowym, jest nim australijskie rugby, połączenie rugby i chyba właśnie naszej swojskiej nożnej, ale jeszcze się na żaden tego typu mecz nie wybraliśmy i nie wiem, czy aż tak będziemy się tu społecznie integrować. Miałam więc wyjątkowe szczęście obejrzeć sobie dziś nasz główny stadion i to zarówno z zewnątrz jak i od środka.
I jeszcze kilka nudnych faktów na temat naszego bohatera głównego, czyli stadionu. Zaprojektowany przez Cox Architects, budowany 3 lata aż do 2010 roku, mieści do 30 050 osób. Więcej faktów tutaj.
No to teraz kilka stadionowych fotek:
widok z daleka przez rzekę Yarrę
i z kładki nad autostradą
już po przejściu przez ochronę
z bliska prezentuje się całkiem nieźle
arena też niczego sobie
to powoli opuszczane trybuny drużyny przegranej - jeszcze w czasie meczu
naprawdę robi wrażenie
piłka w akcji
gracz Victorii w kolejnym ataku
a to już po gwizdku sędziego
powolne opuszczanie stadionu - pokojowo i całymi rodzinami
fenomenalnie wygląda ten dach od wewnątrz
OdpowiedzUsuń