Ochłonąwszy po wydarzeniach wczorajszego wieczoru śpieszę donieść o gwałtownym upadku szkockiej kultury narodowej w postaci szkockiej kraty. Że sparafrazuję kolegę trenera: moja wiedza w dziedzinie tkanin sprowadza się do tego, żeby nie pomylić szkockiej kraty z kratą szkockiej. I tak mniej więcej tu to działa. Owszem, każdy szanujący się Szkot w odpowiednim momencie swojego życia zaopatruje się w kilt, w szczególności, jeżeli jest zapraszany na weselne przyjęcia, których panowie w spódnicach są nieodłącznym atrybutem. Jednak prosty szkocki chłoporobotnik nie wyda 250 funciszy na szytą na miarę tartanową spódnicę, jeżeli może za to kupić 25 litrów dobrego trunku. Tak więc tradycyjna krata staje się obiektem narodowych drwin i takich oto obrazków:
Wracając jednak do tytułowego melanżu, to problem z alkoholizmem wśród Szkotów jest podobno dość znaczący. Czasem widzę na ulicy rozhuśtanych panów, i to zupełnie przed południem! Swego czasu funkcjonował przepis, w myśl którego alko nie było sprzedawane przed 12 w południe, teraz zmienili i mamy dostępność od 10 do 10. Dodatkowo pewnego oprocentowania nie można kupić przed ukończeniem 25 roku życia. Ostatnio spotkała mnie przyjemność wylegitymowania się przy zakupie wina australijskiego typu mix cabernet sauvignon i shiraz. Zrobiło mi się miło, a po spożyciu nawet milej. Mimo takich obostrzeń w piątkowe i sobotnie wieczory na mieście zataczają się już całe tłumy i odpowiedź na taki stan jest prosta: cena!
W supermarkecie piwo jest tańsze od wody butelkowanej. A wielka wypasiona butelka Baileysa kosztuje tu 10 funtów czyli 5x mniej niż w Ojczyźnie! Czy przy takiej dostępności można się oprzeć i nie odpłynąć? Biorąc jeszcze pod uwagę uroki tzw. aury, czy można nie chcieć podkolorowania rzeczywistości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz