sobota, 30 stycznia 2010

Szkocka zamieć.

tory
kolejowe,
którymi
pociąg
z M.
co rano
odjeżdża
w kierunku
D.

frapująca
niebieska
czapeczka








Trochę Was zaniedbałam, drodzy czytelnicy. Ale to dlatego, że niewiele się działo przez cały tydzień. Do wczoraj, kiedy zaliczyliśmy kolejną anomalię pogodową w postaci burz śnieżnych przerywanych wykwitami słońca. Ruch na ulicach zamarł, szkoły się pozamykały, a u M. w pracy o 15 dostali maila, że ze względów pogodowych wszyscy mogą wcześniej wyjść. M. pracuje na przedmieściach, gdzie zlokalizowanych jest sporo firm. Połowa pracowników podróżuje kolejką podmiejską, tak jak M., a druga połowa samochodami, w związku z czym rano i popołudniu na wąskiej szkockiej drodze jest mega-korek. A wczoraj wszystkie firmy wpadły na ten sam genialny pomysł, żeby spuścić pracowników ze smyczy 2 godziny przed czasem. Więc korek znowu był gigantyczny, tyle że zaczął się wcześniej ;)

A wieczorem mieliśmy wizytę kolegi M. z dziewczyną. Wieczór bardzo przyjemny, przeciągnął sie o 2 godziny w stosunku do planowanego wyjścia, mogłam poćwiczyć język i kuchnię. Były paszteciki - krokieciki z barszczem (chyba nie podszedł Szkotom), do tego sałatka wieloskładnikowa, wino i inne, na deser MuFfiny. Kilka się ostało, oto fota:

dziękujemy
Karolinie K.
za foremki,

re
we
la
cyjne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz