sobota, 23 stycznia 2010

Szkockie place zabaw

Od tygodnia mamy ocieplenie czyli pada. Temperatura + 6, niebo jakieś takie szarawe i niewyraźne, słońce ostatnio widziałam w poniedziałek. M. sprawił sobie dziś nową kurtkę przeciwdeszczową. Wtapia się w otoczenie, bo postawił na ulubioną szkocką markę czyli TheNorthFace. Firma, o ironio, powstała w 1966 roku na plaży San Francisco. Tutaj co drugi Szkot i co druga Szkotka mają na sobie kurtki northfacowe. Większość w wersji miejskiej, ciemnoszarej lub czarnej, z materiału o wątpliwej wytrzymałości na lata. M. jest fanem goretexu, więc nasza dzisiejsza zdobycz powinna wytrzymać szkocką pogodę przynajmniej kilka sezonów. Osobiście mam nadzieję, że wróci z nami do Polski.

Co do szkockich placów zabaw, to jest to ciekawe zjawisko w porównaniu z Warszawą. Mam wrażenie, że w naszej stolicy wiele się zmieniło i poprawiło w tej kwestii w ostatnich latach, w związku z nowymi przepisami i dotacjami z UE. Warszawskie place są z reguły schludne, wydzielone i chronione od psich kup, z miękką posadzką chroniącą przed upadkiem, drewnianymi zabawkami, kolorowymi huśtawkami, no jednym słowem Europa. Tu, w Szkocji, mimo wybitnie prorodzinnej polityki i licznych subsydiów na dzieci, takich placów nie ma. Większość stanowią zaaranżowane w ciemnych latach siedemdziesiątych betonowe wygony, z dramatyczną jedną huśtawką lub złamaną równoważnią. Oczywiście fantastyczny plener do zdjęć, ale dla dzieci - śmiertelne niebezpieczeństwo! Sami zobaczcie.

hm
sympa
tycznie
betonowy
ogród?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz